Łukasz Szopa
Uwaga
Dziś wiersze
Koniec Szopy w salonie
Ciąg dalszy kiedyś
ZANIM WNIKNIEMY W NOC
Umierająca Jeanne Moreau,
popękana blizna jej wykrzywionych spokojnie ust.
Kładę dłoń na półkulistej membranie.
Czuję dwa kopnięcia, potem trzecie.
WŁOSIEŃ: 385 KG
Zagadka: półtora roweru.
Pewnie Blecharski, albo jeszcze jego ojczym,
jeździli nim do PGRu i gminy.
Ale czemu jedna porudziała rama,
a cztery koła – żadne nie wyósemkowane?
Z trudem unosimy w dwójkę
kolejne części poniemieckiej młockarki.
Zarówno walec z kolcami, jak i dwumetrowa „tarka“
przypominają średniowieczne maszyny tortur.
Blaszany szyld producenta ukazuje na rewersie puszkę śledzi.
W rozwartą paszczę przeżartej ćwierci beczki,
którą trzyma tylko 30letnia zaschła smoła,
zbieramy żeliwne i żelazne pręty, płaty, płaskowniki.
Ostatnia oryginalność huków: każdy rzut wpływa na kształt następnych.
Innych części (drzwiczki, dusza) rozkruszonego pieca poszły wcześniejszym transportem.
W sumie 385, po 50 groszy (ceny znów idą w dół, ja tu nic nie poradzę)
ale muszę odliczyć 7% za nieczystości (pan wie, ta smoła, to drewno z maszyn),
czyli wychodzi 358 (o, tak ładnie się nam odwróciło),
razy 0 przecinek 5,
179 złotych
WŁOSIEŃ: BLUE SZOPA
Farba Tikkurila Valtti Color z 3-litrowej puszki
dopiero po wymieszaniu deseczką nabiera barwy RAL 5007
Niebieski patyk odrzucam przed krzaki.
Zanurzam pędzel, nasączam, podnoszę.
Zaczynam od lewej deski,
niebieska równa smuga
pokrywa piaskowożółty kolor szopy.
Kilka niebieskich strużek ciągnie się w dół.
Przez następny niebieski kwadrans barwa
wsiąka w drewno, w moją skórę, jej niebieski zapach w powietrze.
W chwili niebieskiej przerwy:
niebieskie buty, niebieskie pokrzywy, niebieskie pomidory.
Kolej na daszek, od dołu.
Podnoszę pędzel, wyginam się,
i duża niebieska kropla pada mi w oko.
Palący biały ból.
WŁOSIEŃ: MAGDA, ELENA
Mama, zmartwiona Magdą i Eleną, odreagowywuje palce na dziewięciu guzikach.
Tata między papierosami ucieka w darwinizm: „No tak, ale na naturę nic nie poradzisz…“
Ja chowam się w polu chwastów, starając się wyrwać jak najwięcej z korzeniami.
WŁOSIEŃ: DRUGI DZIEŃ ULEWY
Zagęszczone ciepło i spokój jak w kręgu mongolskiej jurty:
Astrid ożywia woskowym masażem czterohakowy wieszak
(„Handtuch“ – „Wischtuch“ – „Gläsertuch“ – „Messertuch“).
Ja czytam na zmianę „Topikę“ i „Gazetę Robotniczą“ z 2 kwietnia 1982 r.
(„Eksperymentalna sprzedaż produktów po cenach realnych“)
Tata próbuje przechytrzyć politykę międzynarodową
(reakcja na pętlowy slogan „Polskie Radio dla Gruzji“).
Samuel rozdaje wszystkim niewidzialne prezenty
(„Duże drzewo i kwiatek“, „Kombajn i drugi kombajn“, „Czarny słoń i Samuel“).
Mama wierzy w rychły koniec epoki lodowcowej gulaszu
(i walczy z funkcją piekarnika „rozmrażanie“).
(Czerwony kaflowy piec pozostał jedynym realistą.)
WŁOSIEŃ: DROGA PO NIC
Idziemy, Same i ja, wzdłuż granicy pola i szosy.
Obiecałem, że zobaczymy most, tory, i może pociąg.
Trzyma mnie za rękę, i mówi, abym uważał na auta.
Zaczyna kropić.
Odkrywamy, że na naszym gruncie rosną trzy młode dęby.
Stary wiadukt już niedaleko.
Zaraz potem leje. Udajemy, że tego deszczu nie ma.
Potem w lewo śladami starej drogi, wymijając świeże kałuże i resztki wysypiska.
Pociągu nie ma, lecz udajemy, że wkrótce przyjedzie.
ERAZM I ZIMA
Wędrówka oczu po górskim krajobrazie
lekko pomiętej „Süddeutsche Zeitung“ z 2 stycznia.
(ostre, wąskie, boczne światło żarówki
trójkątnymi cieniami zwiększa stoki, pogłębia doliny).
Skradziona drewniana skulptura Erazma z Rotterdamu,
jako przypadkowa ozdoba na dziobie statku,
zawędrowała w 1598 do Japonii,
gdzie w buddyjskiej światyni czczono jej oblicze.
Mimo wyświechtanych kapci marzną lekko stopy,
łykam wypłowiałą zieleń rumiankowej herbaty.
Samuel śpi. Dziś ulepił pierwszego żółwia ze śniegu.
Karla śpi. Dziś pierwszy raz widziała blask śniegu.
ŚRODEK SIERPNIA
Wieczory zaczynają być chłodne.
Ostatni papieros na ganku,
twarzą twarz z księżycem.
Dzieci śpią, gliniane ściany bezgłośnie oddychają.
Świerszcze ciągną swe koncertowe monologi.