Stanisław czyli tam i z powrotem

Był / jest z Gdańska. Znałam go wiele lat temu i była to znajomość nowojorska (jeśli na przyjęciu porozmawiałeś z kimś dłużej niż minutę, to jest on twoim znajomym). Byłam bardzo dumna z tej znajomości, bo fajnie było znać autora skandalicznego tomu wierszy. Chodzi mi o debiutancki tom, zatytułowany “Wytrwale rozwijam swe złe skłonności” (Wydawnictwo Morskie, 1978). Wiele lat później przeczytałam jego powieść “Łowcy orchidei” o wyjeździe “tam” czyli do USA. Na owe czasy była rzadkim w Polsce zjawiskiem literackim, bo jej bohaterami byli dwaj homoseksualiści, czy raczej – chyba – biseksualiści. W każdym razie wątek homoseksualny był w niej bardzo wyraźnie zarysowany. Potem autor zniknął mi z oczu i pamięci, aż objawił się z powrotem tym oto zdjęciem na Facebooku:

pustynna-mleczarniaPod zdjęciem znalazł się taki oto wpis:

PUSTYNNA MLECZARNIA for sale
Ten opuszczony budynek znalazłem włócząc się po pustynii Mohave. Kiedy wyjeżdżałem do Polski Tymoteusz Karpowicz zapytał mnie – „Na czym opieram decyzję wyjazdu do Kraju?” i zostawiam majątek, który przez lata pobytu w Chicago zgromadziłem, amerykańską żonę, przyjaciół. W jego oczach ujrzałem strach przed tą decyzją, bo zagrażała jego pewności, że dobrze robi, mieszkając tyle lat poza krajem i sprzedając swój talent i Misję za dolary, zarabiane wykładami na amerykańskim Unwersytecie. − Ja po prostu, odrzekłem, wracam do domu… bo umieram z tęsknoty. Każdego dnia cieszę się chodząc ulicach rodzinnego Miasta (…) coraz głębiej wbija mi się nóż Codzienności. Muszę, jak wszyscy, płacić srogo za swoją romantyczną decyzję. Tymek umarł w Chicago i to była ta odpowiedź jego serca. A ja, cóż, płacę podatki za deszcz i śmieci, nienapisane książki, o których długo w noc dyskutowaliśmy z mym przyjacielem, Gigantem polskiej poezji. Kto powiedział, że życie artysty jest łatwe? Pani Katarzyna Krzan, Szefowa e-bookowa wydała właśnie ŁOWCĘ ORCHIDEI i, tak jak przedtem, UCIECZKĘ DO POLSKI, a w przygotowaniu jest KUNDEL, a wszystko to w TRYLOGII HETEROSEKSUALNEJ Ciągle rozmawiam w myślach z Tymkiem. Do zobaczenia Przyjacielu. Jeszcze muszę odbębnić moje DRUGIE ŻYCIE, ale w końcu się zobaczymy, mam nadzieję, że nie będzie to Piekło.

ucieczka-do-polskiZnawcy Gdańska i polskiej literatury współczesnej już wiedzą, o kim tu piszę. Stanisław Esden-Tempski. Twierdzi, że polski światek znienawidził go za tę nową powieść czyli “Ucieczkę do Polski”. Bohater wyjechał “tam”, teraz wraca “z powrotem”. Weszłam na stronę e-bookowa. Znalazłam fragment “Ucieczki” do poczytania za darmo i kupiłam ją sobie za złotych polskich 12. Warto! Zanim jednak przejdę do samej książki, poproszę, byśmy spojrzeli na okładkę. Bo to dowód na to, że świat jest mały. Okładkę zaprojektowała Anna Gwiazda, kolejna moja nowojorska znajoma, siostra słynnego Andrzeja Gwiazdy, wspaniała graficzka. Anna, Andrzej i Stanisław wspólnymi siłami skonstruowali dla mnie maszynę czasu i przenieśli mnie do Gdańska młodości (mojej) i wolności (naszej).

Do Stanów przypłynąłem pontonem. Na ten wspaniały ponton musiałem najpierw zarobić. Pierwszy miesiąc pobytu w tym pięknym kraju spędziłem na zbieraniu glist i innego robactwa na polach dla firmy zajmującej się zaopatrzeniem wędkarzy w żywą przynętę. Musiałem gonić je na kolanach, w świetle księżyca, jak jakiś glizdojad, a one zawsze umiały skryć się przede mną pod ziemią. Nigdy nie myślałem, że dżdżownice mogą tak szybko uciekać przed człowiekiem! Na przestrzeni kilku metrów urządzały sobie tor wyścigowy. Te robaki miały mi podsunąć pod stopy latający dywan, bym mógł dotrzeć do Chicago. Musiałem zebrać dwa tysiące kanadyjskich dolarów, by przeszmuglować się przez granicę którymś z polskich traków. Wreszcie robaki śniły mi się po nocach. Po zebraniu dwudziestu skrzynek dżdżownic i innego świństwa, wychodzącego o zmroku z ziemi, miałem dokładnie tyle, by kupić sobie ponton. Wyobrażałem sobie tę chwilę, jak start w nowe, wolne życie. Wyzwolenie, które glisty powitają chóralnym wrzaskiem, płosząc krety i pieski stepowe.

esden-recenzja
Ciekawe, że w recenzji, która krytykuje ilość błędów w e-booku, też są błędy. “Na rzeczywistość spoglądamy oczami Sławka Balda, czterdziestoparolatka, który właśnie wrócił do Polski po kilkunastu lat spędzonych na nielegalnej emigracji w USA.”

Ale jeszcze ciekawsze jest to, że najwyraźniej powrót do kraju (Kraju?) z amerykańskiej wylęgarni mitów o powodzeniu, budzi niezwykłe, negatywne emocje. Mieszkam od lat w Berlinie – w tym czasie dziesiątki moich znajomych powróciło z Niemiec do Polski i nie wydaje mi się, by te powroty spotkały się z jakąkolwiek krytyką.

Może rzeczywiście problemem jest mit, polski mit o ZAGRANICY. My, ci z Niemiec, nie mamy za sobą żadnych mitów, a jeżeli, to same negatywne. Gdy wyjeżdżaliśmy – byliśmy zdrajcami i sprzedaliśmy się za niemieckie pieniądze. Jak porzucamy mit negatywny i wracamy, to być może podświadomie widzi się w nas powracających do domu braci marnotrawnych. Natomiast ci, którzy jadą TAM, za Ocean, to zupełnie inna sprawa. Przy wyjeździe otacza ich podziw i zazdrość, a gdy wracają – pogarda, bo nośnik mitu zakłada, że potwornie się nam tam nie udało. Myślę, że tak może być. Ale może Stanisław, który odbył mityczną drogę tam i z powrotem, coś nam tu dopowie.

Leave a comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.