Kresy na Warmii i Mazurach

Autor i Edmund Nowak, autor zdjęć, biorą udział w polsko-niemieckim projekcie Śladami Poetów – Ernst Wiechert i Konstanty Ildefons Gałczyński.

Zbigniew Milewicz

Gdzie Wilejka łączy się z Krutynią…

Nikt ich tutaj specjalnie nie zapraszał, chcieli, to mogli przyjechać, nie chcieli, zostawali w swojej Oszmianie, Poniewieżu, Lidzie, Grodnie, Wilnie. Ryzykowali, że przyjmując status obywateli sowieckich, narażają się na szykany za polskie pochodzenie, za szlacheckie korzenie, że wywiozą ich na białe niedźwiedzie, a w najlepszym razie ograbią, albo spalą im majątek. Wielu zatem skorzystało z układów repatriacyjnych, jakie Polska już pod koniec wojny zawarła z ZSRR.

mragowowystawa (5)O tych trudnych decyzjach, o ich motywach i następstwach opowiada wystawa Polacy z Kresów Wschodnich na Warmii i Mazurach, zorganizowana staraniem Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie. Zwiedzamy ekspozycję mrągowskiego oddziału muzeum, mój stary kompan od podróży, Edmund i ja. Robi wrażenie. Dokumenty repatriacyjne, stare metryki, szkolne i uczelniane dyplomy sąsiadują ze zdjęciami z albumów rodzinnych i miejsc świętych dzieciństwa i młodości, kiedy świat był jeszcze piękny, radosny, z balów, wesel i wycieczek na łono natury. Często cudem uratowane z wojennej pożogi domowe precjoza kresowian sąsiadują z tym, co zastali w swoich nowych domach. Ze skromnym wyposażeniem, jeżeli takie w ogóle jeszcze ostało się przed szabrownikami.

mragowowystawa (4)

Fala niemieckich uchodźców z Warmii i Mazur pozostawiała, podobnie, jak oni na Wschodzie, praktycznie w pełni wyposażone domy, ale rabusie niemal zawsze byli szybsi od repatriantów. Mienie pozostawione na Kresach rekwirowała w ramach tzw. sprawiedliwości dziejowej Armia Czerwona, na stacjach kolejowych – mówi kierownik mrągowskiej placówki, p. Dariusz Żyłowski – piętrzyły się stosy fortepianów, kredensów i innych mebli salonowych, które z czasem diabli brali. Tutaj szabrownicy potrafili rozebrać w miarę dobrze zachowany dom prawie do fundamentów, a przyjeżdżali głównie z centralnej Polski. Nie zdążyli czegoś zabrać za pierwszym razem, wracali, kiedy na miejscu byli już nowi właściciele i wtedy dochodziło często do dramatycznych sytuacji.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA– Oczywiście, była milicja, która starała się w takich sytuacjach pomóc repatriantom – wspomina pan Żyłowski – ale rabusie byli też uzbrojeni i nie wahali się przed przemocą.

Na miejskim cmentarzu w Mrągowie znajduje się kwatera dziesięciu mrągowskich milicjantów, którzy polegli po II wojnie w walce o tzw. utrwalanie władzy ludowej na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Jest ona bardzo zaniedbana, na płytach nagrobnych nie napisano, od czyich kul zginęli, jest tylko imię, nazwisko i stopień służbowy. Tablicę mosiężną w czole alei, na której były inne dane, ktoś zdemontował i pewnie przetopił na gorzałę. Chociaż zginąć mógł wtedy nawet jakiś jego krewny, niekoniecznie z rąk szabrowników, sowieccy sołdaci i hitlerowscy maruderzy byli po tych samych pieniądzach.

mragowowystawa (3)Wystawa obejmuje tysiące eksponatów, w tym szereg dokumentalnych nagrań i filmów z rozmów, przeprowadzonych ze świadkami powojennego exodusu, których grono w miarę upływu czasu nieuchronnie maleje. Przejmujące są to relacje. Mówią o niepewności, czy decyzja o wyjeździe jest słuszna, czy w nowym miejscu zapuszczą korzenie, o żalu pożegnania z rodzinnym domem, o dramatycznym wyścigu z czasem. Do nielicznych szczęśliwców należeli ci, którym pozwolono spokojnie się spakować – osoby wyjeżdżające z terenu Związku Radzieckiego do Polski teoretycznie miały prawo zabrać ze sobą odzież, obuwie, pościel, produkty żywnościowe, sprzęty domowe, wiejski inwentarz gospodarczy i inne przedmioty codziennego użytku o łącznej wadze do 2 ton na rodzinę – ale często musieli to zrobić w kilka minut. Brali więc ze sobą jedynie to, co było pod ręką. Sowieci nie wypuszczali zwykle do Polski osób, które przekroczyły 16 rok życia i tych, które nie miały jeszcze 59 lat, więc często fałszowano dane w podaniach o repatriację, a wpadka groziła poważnymi konsekwencjami. Latem 1945 roku ruszyły pierwsze większe transporty kolejowe zza Bugu do Polski. Przesiedleńcy podróżowali wagonami towarowymi, odkrytymi węglarkami, osobowe składy trafiały się rzadko. Do 1950 roku przyjechały do Polski ponad dwa miliony repatriantów z dawnych Kresów Wschodnich Rzeczpospolitej. Istniał rozdzielnik, Kresowianie z Galicji Wschodniej i Wołynia, z terenów dzisiejszej Ukrainy kierowani byli głównie na Dolny Śląsk, a z Kresów Północno-Wschodnich na Ziemię Lubuską oraz Warmię i Mazury.

mragowowystawa (2)Nowe życie, w nowym miejscu początkowo nie układało się po różach, kolców było zdecydowanie więcej. Po wojnie tutejsze ziemie zamieszkiwały cztery podstawowe grupy ludności: rodzimi autochtoni, wcześniej obywatele niemieccy, po weryfikacji narodowościowej uznani za Polaków, osadnicy z województw Polski centralnej, Podlasia i Lubelszczyzny, Kresowiacy oraz osadnicy ukraińscy i Łemkowie, przymusowo przesiedleni w 1947 roku z Rzeszowskiego i Lubelskiego na Warmię i Mazury, w ramach tzw. Akcji „Wisła“. Warmiaków i Mazurów z niemieckimi korzeniami systematycznie ubywało, w ramach przesiedleń, albo łączenia rodzin odbywali swój także niełatwy exodus w głąb Niemiec, ale sporo czasu minęło zanim przybysze na dobre zapuścili korzenie nad Krutynią. Owszem, adresy łatwo dawało się wówczas zmieniać, nie pasowało jedno gospodarstwo albo pole, dawali przydział na inne, ale sąsiedzi bywali różni. Z jednym można się było zgodzić, z innym znowu nie, więc na początku ludzie starali się osiedlać w nowych miejscach całymi wsiami, gromadami krewnych i znajomych z dawnych czasów, żenili się tylko między sobą, z czasem przywykli jednak do tej kulturowej inności, do innej mowy i zwyczajów, do tego, że wszędzie ludzie są tacy sami, tylko dobrzy albo źli, i o tym też opowiada ta wystawa.

OLYMPUS DIGITAL CAMERAPiękny album do niej napisała Pani Kinga Raińska, autorka scenariusza ekspozycji, nad którą muzealnicy i miłośnicy regionu Warmińsko-Mazurskiego pracowali żmudnie przez pięć lat, zanim otwarła podwoje. Często darczyńcom trudno było się rozstać z cennymi, rodzinnymi pamiątkami, część dokumentów została zresztą tylko wypożyczona do digitalizacji, ale przeważyła myśl, że w sumie stanowią one narodowe dziedzictwo i ta pamięć lepiej przetrwa w muzeum.

Zdjęcia: autor i Edmund Nowak

Leave a comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.